Skip to main content

Wywiad z mistrzem polskiego skalpingu

Typowe prawnicze gadanie, czyli wyłączenie odpowiedzialności: Prezentowany materiał ma wartość wyłącznie edukacyjną i autorzy, wydawcy oraz promujący go nie przyjmują odpowiedzialności za decyzje podjęte na jego podstawie. Korzystając z jakiejkolwiek części materiału przyjmujesz to do wiadomości, oraz fakt, że wszelką odpowiedzialność za Twoje decyzje ponosisz Ty. Materiał tu wyłożony nie jest zachętą do zakupu bądź sprzedaży jakiegokolwiek instrumentu inwestycyjnego w rozumieniu przepisów Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych lub ich emitentów i ma wartość wyłącznie edukacyjną. Prezentowane dane oparte są na danych historycznych i z tego względu nie gwarantują zysków w przyszłości. Gra na walutach obarczona jest wysokim ryzykiem i może wiązać się z utratą znaczącej ilości kapitału.

Prześlij ten wywiad znajomym, którzy interesują się giełdą i Forexem!
Warto nagłaśniać sukcesy ludzi, którzy doszli do czegoś na rynku własną pracą
– to świetna inspiracja, motywacja i przykład, że MOŻNA :)
Pomyśl, kto z niego może skorzystać, poza tobą?

PS. Kontakt do nas: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Z $400 DO $80.000
W 3 MIESIĄCE!

Skalping na rynku jako sposób na komfortowe życie


Jak wygląda Twoja historia, kiedy zacząłeś poważnie myśleć o tradingu?

Zacząłem się interesować rynkami już kiedy miałem 14-15 lat, a trzy dni po 18 urodzinach otworzyłem swój pierwszy rachunek maklerski. Było to co prawda bardziej hobby, bo miałem bardzo mało środków na zakup akcji. Oczywiście mówimy tu o transakcjach na GPW, bo forexem interesuję się dopiero od 2007 roku. Mniej więcej pół roku po tym jak zacząłem grać na forexie, już w 2008, pomyślałem, że może z tego wyjść coś poważnego.

Wcześniej, praktycznie od 2000 roku, niewielki kapitał nie pozwalał mi myśleć o inwestowaniu na poważnie, nie mówiąc już o utrzymywaniu się z rynku. Aczkolwiek miałem na tyle rozsądku, żeby nie pomyśleć, że mogę wziąć kredyt i inwestować pożyczone pieniądze. Natomiast forex dawał możliwości wykorzystania nawet stosunkowo niewielkiego kapitału do zarabiania na życie. Do tego dobrze odnajdywałem się na tym rynku, wszystko wychodziło jak należy. Ale była to też zasługa wieloletniego siedzenia nad wykresami z GPW.

Miałeś wtedy normalną pracę na etacie? Jak to wyglądało?

Tak, pracowałem na nocnych zmianach w jednej z firm ubezpieczeniowych, wprowadzałem dane do komputerów.
 
Byłem w pracy codziennie od 21-22 do 5-6 rano, czasami również w weekendy. Zacząłem jak miałem 16 lat, a w sumie przepracowałem w tej firmie prawie 10 lat, z tego 4 czy 5 na nocki.
 
Początkowo była to praca dorywcza, po 2 godziny dziennie po szkole. Potem poszedłem na studia, ale stwierdziłem, że nie są dla mnie. A ponieważ była możliwość pracy w tej firmie, to skorzystałem.
 
Pracowałem na nocki, bo byliśmy bardzo uzależnieni od systemu, w którym pracowaliśmy. W dzień był on strasznie obciążony przez innych pracowników, nie dało się nic robić. Za to w nocy wszystko śmigało jak należy. Cały czas była to praca na umowę-zlecenie, to nie był etat. Ale było całkiem przyjemnie, można się było przyzwyczaić.
 
Ile zrobiłeś, tyle zarobiłeś – wynagrodzenie było akordowe.
 
Czyli przyszedł taki moment, gdy pracowałeś w nocy i zacząłeś grać na giełdzie?

W momencie jak zaczynałem tę pracę wiedziałem, że będę tam pracować do 26 roku życia. Potem firma musiałaby płacić za pracowników wyższe podatki i nie przedłużała umów osobom starszym niż 26 lat.
 
Jak miałem 25 lat zacząłem się bardziej na poważnie interesować Forexem, więc zamiast szukać innej roboty, postanowiłem skupić się na tradingu. Miałem trochę oszczędności i wybór: albo szukać kolejnej pracy albo siąść przed monitorem i się uczyć. Stwierdziłem, że nauka tradingu będzie lepszą opcją i w efekcie siedziałem nad wykresami.
 
Sukces – chociaż nie lubię tego określenia – przyszedł dość szybko, bo po około pół roku siedzenia nad wykresami. Gdzieś tam z tyłu głowy zawsze są myśli, że będzie się można z tego utrzymać, kupić sobie Ferrari, ale trzeba być realistą i myśleć z czego zapłaci się rachunki.
 
Miałem to szczęście, że trafiłem na bardzo ciekawy okres na forexie, czyli apogeum kryzysu finansowego w 2008 roku. Na rynku były bardzo duże ruchy, miałem sporo porządnych transakcji. W krótkim okresie czasu, bo przez około 3 miesiące, zarobiłem więcej niż w firmie przez 2 lata.
 
Wtedy stwierdziłem, że ma to sens i zająłem się tym zawodowo, zacząłem się utrzymywać tylko i wyłącznie z gry na rynku.
 
 
Z jakim kapitałem zacząłeś? Jak wyglądały początki?
 
Pierwszy depozyt to była większość moich oszczędności, 1500 dolarów. Przez pierwsze półtora tygodnia szło mi znakomicie, zrobiłem z tego niecałe 6000 dolarów. Z własnej głupoty i z powodu braku zasad zarządzania kapitałem straciłem całą tę kwotę w ciągu 9 minut, konkretnie na parze USD/JPY.
 
W „genialny” sposób stwierdziłem, że fajnie byłoby zagrać w trakcie publikacji danych w Japonii i skończyło się wyczyszczeniem depozytu. Z perspektywy czasu nie uważam już tego za porażkę, ale wtedy była to porażka i to kolosalna, która mocno dała mi po kieszeni. Zabrała też sporo wiary w siebie.
 
Z perspektywy czasu uważam, że było to najlepsze, co mogło mnie spotkać, bo dopiero w tym momencie zacząłem myśleć nad tym co mam robić, żeby była to jedna spójna całość, a nie tylko o tym jak otworzyć pozycję i potem może wyjdzie, a może nie. Z perspektywy czasu stwierdzam, że była to dobra decyzja.
 
Chciałem mieć uporządkowaną całość związaną z tradingiem, od A do Z. Ogólnie lubię mieć w tym zakresie wszystko poukładane. Chodzi nawet o takie prozaiczne rzeczy jak ustalenie sobie godzin kiedy grać, a kiedy nie grać, na co się nastawiać. Dopiero w tym momencie zdawać sobie sprawę, że chodzi o uporządkowanie całości.
 
Zacząłem czytać fora internetowe, widzieć jak ludzie reagują na rynek. Doszedłem do wniosku, że większość rzeczy, które są w Internecie jest nic niewarta. Są to rzeczy kopiowane z jednego miejsca na drugie, ale nikt tego nie sprawdza. Skoro wszyscy stosują te same narzędzia, wszyscy się tym bawią, ale masa ludzi traci pieniądze, to coś musi tutaj być nie tak. Musi brakować jakiegoś elementu. Z Internetu wziąłem co prawda część informacji, ale do zdecydowanej większości dochodziłem sam.
 
W którymś momencie poznałem pewną osobę, która siedzi na rynku już od 20 lat, która bardzo pomogła mi pod względem psychologicznym, nastawienia się do rynku. W ogóle natomiast nie miałem pomocy jeśli chodzi o aspekt techniczny, ale pomógł mi jeśli chodzi o nastawienie, jak mam reagować, na co zwracać uwagę. Oczywiście nie było to tak od razu, nie powiedział „jestem taką a taką osobą i ci pomogę”. Dopiero po ponad roku znajomości powiedział mi kim jest. A i to było z czystego przypadku, bo dobrze nam się współpracowało.
 
Zresztą utrzymuję z nim kontakt do dzisiaj, jest już na emeryturze. Bynajmniej nie z powodu wieku, po prostu tak postanowił. Ma takie podejście do życia jak ja. Jeździłem jego Aston Martinem DB9.v
 
Jakie główne rzeczy Ci przekazał? Czego się od niego nauczyłeś? Co było dla Ciebie największym przełomem?
 
Przede wszystkim uświadomił mi to, co już częściowo wiedziałem – że to, co mi się wydawało, było rzeczywiście skuteczne. Że na rynku nie chodzi o zarabianie nie wiadomo jak wielkich pieniędzy w krótkim czasie, tylko o stopniowe gromadzenie kapitału w dłuższej perspektywie. Dawało to znacznie lepszy efekt niż jakbyśmy chcieli grać nie wiadomo ile. Lepiej systematycznie, powoli, ale ciągle do przodu. Jest straszną udręką, że wiele osób – zwłaszcza na początku – chce zarobić nie wiadomo jak dużo.
 
Do pewnego etapu wartości pieniężnych możemy zarabiać bez problemu, ale w pewnym momencie zaczynają się schody. Nasza psychika inaczej funkcjonuje, inaczej się zachowujemy, inaczej reagujemy.
 
Ja to nazywam szklanym sufitem. Jeśli ktoś zarabiał 2000$ miesięcznie, a nagle ma postawić 2000$ na jedną pozycję, to jest to pewien problem natury psychicznej, który trzeba przejść.
 
Często spotykałem się też z sytuacjami, że ktoś do mniejszych wartości depozytu, typu 2-3 tysiące dolarów, grał bez problemu i zarabiał. To samo zdarzało się potem moim kolegom. Ale jak miał grać już większym kapitałem, rozkładał się całkowicie psychicznie. Bardzo prostym środkiem, żeby temu zaradzić jest wypłata części środków i ponowny start z niższych kwot.
 
Oczywiście można sobie dawać pytanie „dlaczego mam się ograniczać?”. Ale prawda jest taka, że do pewnych etapów trzeba dorosnąć. Jednej osobie zajmie to krótki czas, inna może potrzebować wielu lat, o ile w ogóle się to uda, żeby grać dużymi wartościami. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, tak to po prostu funkcjonuje. Jest to efekt tego jak wyglądało nasze życie, jaki mieliśmy status społeczny. Jest to też powód dlaczego osoby majętne mają łatwiej w biznesie niż ci, którzy zaczynają od zera. Jest to kwestia psychicznego nastawienia.
 

Czego wartościowego dowiedziałeś się jeszcze od swojego mentora?

Tego, żeby się nie poddawać. Nie mam na myśli tego, żeby się podnieść po upadku – to jest oczywiste. Bardziej chodzi o to, że na forexie nie ma takiej drogi, że wychodzimy na zero. Najczęściej jest tak, że albo dostajemy baty albo porządnie zarabiamy. Często ktoś myśli, że będzie widział ogromny progres, taki jak pojawia się na początku, kiedy uczymy się czegoś nowego. Potem progresu nie widać, ale on jest, bo cały czas zdobywamy doświadczenie, uczymy się. Chodzi o to, żeby brnąć w kółko, cały czas robić jedno i to samo.
 
Początkowo jest to normalne, wszystko jest fajnie, bo jesteśmy na etapie fascynacji, ale po pewnym czasie następuje zmęczenie materiału, pojawia się rozczarowanie, frustracja tym, że nie widać postępów.
 
To tak samo jak przy chodzeniu na siłownię. Przez pierwsze dwa miesiące jest ogromny postęp, lepiej się czujemy, ale potem to wszystko się kończy i dużo osób się poddaje. Organizm zaczyna się bronić przed utratą wagi, a postępy nie idą już tak lawinowo. Gdyby tak było, to po pół roku Schwarzenegger mógłby nam czyścić buty. Na początku na sztandze podnosimy z tygodnia na tydzień np. o 2 kg więcej, to po pewnym czasie to będzie już tylko 0,5 kg albo mniej. Dochodzimy do wartości krytycznych.
 
Tak samo jest na forexie. Postępów nie widać, ale one cały czas są. Cała sztuka polega na tym, żeby był wytrwałym i robić cały czas jedno i to samo, w kółko.
 
To jest jedyna recepta na sukces. Na tym rynku nadmiar wiedzy jest szkodliwy, za duża ilość informacji daje nam sprzeczne sygnały. Jeden wskaźnik może pokazywać trend w dół, drugi w górę, trzeci każe być poza rynkiem. Trzeba skupić się na jednej rzeczy i wykorzystać ją w 100%.
 
 
Czyli jesteś zwolennikiem ogromnej prostoty?
 
Dokładnie tak. Na tym rynku takie podejście sprawdza się najlepiej. Jeśli chodzi o forex, jestem tu 8 lat, a 14 lat ogólnie na rynku kapitałowym. Przez ten czas uświadomiłem sobie, że im mniej wiem, tym jest to dla mnie lepsze. Do dzisiaj, pomimo tylu lat na rynku, nie wiem większości rzeczy. Trzeba pamiętać o jednym – ten, który wie wszystko o rynku, to analityk. My jesteśmy od podejmowania decyzji i ponoszenia za nie konsekwencji.
 
Wróćmy jeszcze na chwilę do początkowego okresu, który przekonał Cię, że możesz zarabiać na forexie. Straciłeś wszystkie pieniądze. Ile Ci zostało i jak wyglądała ta historia od tego momentu?
 
Drobna uwaga: straciłem te pieniądze, które miałem przeznaczone na inwestycje. To nie były kwoty przeznaczone na funkcjonowanie czy utrzymywanie się. Jedną z nielicznych słusznych opinii, które krążą po rynku jest to, żeby nie inwestować środków, na stratę których nie możemy sobie pozwolić. To podstawowa zasada.
 
Jeśli ktoś ma długi, bierze kredyt i jeszcze się bawi w forex, to nie jest to dla niego zbyt dobrą opcją. Nawet jakby miał przysłowiowego Świętego Graala, to i tak tego nie wykorzysta, bo obciążenie psychiczne będzie zbyt duże. Taki ktoś będzie chciał zarobić za dużo naraz, a psychika mu na to nie pozwoli.
 
Po stracie depozytu przez pierwsze dwa tygodnie nerwy robiły swoje. Dało mi to dużo do myślenia, pozwoliło zobaczyć, że nie jestem nieomylny. Zacząłem myśleć nad tym, co robić. Wyprostowałem sobie swój trading tak, żeby to wszystko funkcjonowało, żebym po prostu nie robił głupot.
 
Jakie decyzje wtedy podjąłeś, co zrobiłeś?
 
Siadłem i zacząłem myśleć nad tym, co robię. Układałem sobie cały plan tradingowy: ile będę grał, w jakich godzinach, ile będę zawierał pozycji, jak będzie to wyglądało w aspekcie technicznym itd. Zajęło mi to kilka miesięcy, ale efekt był taki, że jak trzymałem się zasad, to przynosiło to bardzo dobre zyski i o to przede wszystkim chodziło.
 
Jak wyglądał ten pierwszy pozytywny miesiąc po stracie?
 
Przez pierwszy miesiąc po stracie depozytu praktycznie w ogóle nie grałem. Zbierałem razem wszystko związane z moim tradingiem, żeby miało to sens. Dopiero od drugiego miesiąca, jak zacząłem to wdrażać, modyfikować, to zaczęło to mieć ręce i nogi. Przez pierwsze 3-4 miesiące byłem cały czas na drobnym minusie. Były pojedyncze zyskowne transakcje, ale nie traktowałem tego w aspekcie zarabiania, tylko w aspekcie testowania sensowności moich założeń. Dopiero po około 5 miesiącach założyłem całkiem nowy rachunek, na którym miałem w 100% przestrzegać swoich zasad związanych z grą. Miałem tam 400$.
 
Za chwilę wrócimy do tego, co się z tym rachunkiem stało. Ale wcześniej powiedz jeszcze jedną rzecz. Oprócz swoich zasad, miałeś też zasady dotyczące zachowania rynku, obserwowałeś jego zachowania. Jak się tego uczyłeś?
 
Przede wszystkim były to własne doświadczenia. Plus w tym właśnie okresie poznałem tę osobę, która mi pomogła. Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to zaczynałem tak, jak każdy: miałem masę wskaźników. Ale bardzo szybko te wskaźniki eliminowałem.
 
Stwierdziłem, że i tak patrzę na wykres, a wskaźniki po pierwsze działają z opóźnieniem, a ponadto 99% wskaźników repaintuje czyli pięknie wygląda na historii, ale na żywo jest to kompletne nieporozumienie.
 
Po trzecie stwierdziłem, że to nie może być takie proste jeśli chodzi o wskaźniki, coś musi być tutaj nie tak. Jeśli gra na wskaźnikach byłaby taka prosta i skuteczna, to wszyscy siedzieliby na forexie i zarabiali. Oczywiście nie neguję ich tak do końca. Pewnie są wskaźniki czy automaty, które pozwalają zarobić, ale nie jest to coś, co ja po prostu czuję. Jest to ograniczanie samego siebie.
 
Czyli stworzyłeś coś, co można nazwać systemem albo sposobem gry bezwskaźnikowym?
 
Zgadza się. Ostatnim wskaźnikiem, którego używałem był Ichimoku, ale używałem go trochę po swojemu. Jeśli cena była pod chmurką, to szukałem miejsca na short związanego ze wsparciami i oporami. Jak cena była nad chmurką, to szukałem wsparć i oporów na zagranie do góry. Jak byłem wewnątrz chmury, to odpuszczałem grę. Ale po pewnym czasie zauważyłem, że już nawet nie zwracam uwagi na chmurę, widziałem po prostu co się dzieje na rynku.
 
Stwierdziłem więc, że po co mi jakikolwiek wskaźnik, skoro i tak nie zwracam na niego uwagi i go wyrzuciłem.
 
Wtedy właśnie dość szybko zobaczyłem, że znacznie ważniejsze jest nie to, co mamy na wykresie, ale to, jak wygląda nam to na wykresie: odpowiednie kolory, odpowiednia czcionka, odpowiedni zoom. Ma to ogromny wpływ na to, jak postrzegamy rynek. Był to jeden z tych elementów, których używam jeśli chodzi o grę. Dawało to bardzo dobry efekt jeśli chodzi o zarabianie pieniędzy, a w końcu o to chodzi.
 
Wpłaciłeś na rachunek 400$. Jak wyglądał Twój wynik w pierwszym miesiącu?
 
Zrobiłem z tej kwoty około 7000$ jeśli dobrze pamiętam. Natomiast w ciągu trzech miesięcy zrobiłem 80 000$. Ale kluczowy był ten pierwszy miesiąc, bo początkowo grałem z bardzo dużym ryzykiem. Bądźmy realistami – mając tak mały depozyt, trzeba więcej inwestować, bo jakbym miał ryzykować przysłowiowy 1%, to w życiu bym się niczego nie dorobił.
 
Grałem na duże wartości, ryzyko było spore, ale pozycje były bardzo wyczekane. Pomimo, że grałem na niskich TFach, takich jak M1 i M5, to swoją pierwszą pozycję zawarłem dopiero po trzech dniach od momentu, kiedy zacząłem siedzieć przed komputerem. I tak pozycja skończyła się na BE [breakeven, czyli na zero]. Wtedy jeszcze przesuwałem stoploss na BE. Natomiast druga pozycja skończyła się na prawie 200% konta. Trzecia i czwarta były na minus, a potem już kolejne systematycznie na plus.
 
Na co wtedy czekałeś na rynku, jakiego rodzaju ruch chciałeś złapać, co miało się narysować na wykresie?
 
Na rynku wielokrotnie rysowały się różne schematy, gdzie były bardzo ładne setupy do wejścia. Natomiast musiałem mieć wewnętrzne przekonanie, że to jest „ten” moment. Musiałem nabrać przekonania zarówno do samego siebie, jak i do tego, co stworzyłem. Chodziło o to, że chciałem mieć przekonanie, że podjęcie ryzyka i wejście w danym miejscu jest uzasadnione.
 
 
Jak rozumiem kluczową częścią Twojego systemu są poziomy wsparcia i oporu?
 
Dokładnie tak. Sprawdzają się one od samego początku istnienia giełdy. Jest to to, o czym mówiłem wcześniej, że trzeba robić jedno i to samo w kółko. Tak działa rynek. Gdybyśmy wzięli wykres – czy to z bieżącego roku, czy z 2000 roku czy z 1920 roku, dokładnie to wszystko będzie wyglądać tak samo. Są tylko różnice w zmienności.
 
No i oczywiście kwestia techniki. Teraz technika pozwala nam na dużą precyzję i siedzieć komfortowo w domu, a kiedyś wyglądało to inaczej. Natomiast pod względem technicznym wystarczy sobie otworzyć dowolny wykres – czy to będzie z zeszłego roku czy sprzed 50 lat, rynek zachowuje się identycznie, są te same wsparcia i opory. Nie ma tu żadnej filozofii, to wszystko funkcjonuje cały czas tak samo. Trzeba tylko mieć do tego odpowiedni schemat.
 
Czy ktoś pomógł Ci od strony technicznej, wyjaśnił? Czy to była tylko Twoja obserwacja?
 
Głównie była to moja obserwacja. Jeśli chodzi o forex, to w życiu przeczytałem na ten temat półtorej książki. Jedna to były podstawy forexu, żebym w ogóle wiedział o co chodzi, a druga dotyczyła aspektów technicznych, ale w połowie zasnąłem.
 
Stwierdziłem, że osoba, która to pisała była - za przeproszeniem – idiotą i nie miała najmniejszego pojęcia o co chodzi. Oczywiście dużo dał tutaj fakt, że trochę już byłem na rynku i wiedziałem o pewnych aspektach. Natomiast jak ktoś mi pisze, że do inwestycji jest potrzebne wsparcie analityka, to wiem, że coś tu nie gra.
 
Czyli źródłem Twojego sukcesu jest wpatrywanie się w wykres i praktyka?
 
Dokładnie tak. Znaleźć jakąś kompetentną publikację jeśli chodzi o forex jest bardzo trudno. Idealnym przykładem są najbardziej popularne książki, np. Analiza techniczna Murphy’ego. Jest to osoba, która przez całe życie nie zainwestowała na rynku nawet centa, a jest uznawany za wzór jeśli chodzi o analizę techniczną. Wszystko to fajnie wygląda na historii, ale w ogóle się nie sprawdza w praktyce rynkowej. Wiele publikacji na temat rynku jest pisanych na zasadzie kopiuj-wklej.
 
Powiela się te same schematy. Nie dlatego, że one działają, ale dlatego, żeby ludzie, którzy będą je stosować będą zostawiali pieniądze u brokerów.
 
Dlatego też stwierdziłem, że nie ma to najmniejszego sensu i zabrałem się do roboty po swojemu.
 
Mówiłeś, że oprócz wpatrywania się w rynek potrzebne są jeszcze pewne schematy. Co miałeś tutaj na myśli?
 
Przede wszystkim chodzi o zachowania, które mamy. Sam aspekt techniczny jest najłatwiejszym aspektem do nauczenia się. Cały trud polega tutaj na uporządkowaniu własnego życia, ponieważ inwestowanie na forexie, zarabianie na nim pieniędzy, to nie jest tylko podejście do komputera, liczenie kresek, wejście w pozycję. Znaczenie ma tutaj jak reagujemy przez cały dzień, jak odreagowujemy stres.
 
To, jak się wyspaliśmy ma ogromny wpływ na to, jak będziemy trade’ować. Jeśli np. co 5 minut ktoś będzie nam przeszkadzał rzeczami typu „wynieś śmieci”, to wydaje się, że co to jest za problem? Dwie minuty i wyniosę te śmieci. Ale prawda jest taka, że my po takiej krótkiej przerwie jesteśmy przez 20-30 minut zupełnie wybici z rytmu, zdekoncentrowani. Musimy mieć ten przysłowiowy święty spokój.
 
Druga sprawa to odreagowywanie stresu – to, jak kto odreagowuje stres jest uzależnione od tego, jakie ma możliwości i własne preferencje. Ale ten element jest niezbędny – z tego względu, że inaczej się wtedy zachowujemy, inaczej funkcjonujemy na co dzień.
 
Jeśli np. mamy jakieś codzienne problemy, pokłócimy się z żoną czy dziewczyną, a potem mamy siąść i grać, to na pewno nic z tego ciekawego nie wyjdzie.
 
Czyli jest niezbędna pewnego rodzaju stabilizacja życiowa. Konsekwentnie kierujesz naszą rozmowę na tematy psychologiczne, a ja chciałbym podpytać Cię o sekrety tego, w jaki sposób grasz na rynku. Co mógłbyś powiedzieć o swoim systemie ludziom, którzy dopiero zaczynają? Od czego zaczynasz kiedy kogoś szkolisz?
 
Na początek najważniejsze jest przekazanie podstawowych informacji oraz uświadomienie takiej osobie, że to jest tylko drobny element całości. Wiedzieć coś, a umieć to zastosować, to zupełnie dwie różne rzeczy. Bardzo często jest tak, że ktoś chce mieć od razu tzw. Świętego Graala i nie patrzy na całą resztę. A to właśnie kwestie psychiki i psychologii są najważniejsze.
 
Jeśli mamy poukładaną psychikę, mamy poustawiane odpowiednie wartości, to będziemy zarabiać praktycznie każdym systemem, który jest skuteczny. Natomiast jeżeli będziemy robić inne rzeczy, które są niezwiązane z dbaniem o własną psychikę, to nieważne co za system będziemy mieli, bo i tak się rozłożymy.
 
Czy Twój system jest stały czy ulega stopniowej ewolucji?
 
W zasadzie od kilku lat, kiedy zacząłem nim grać, zmieniłem tylko trzy rzeczy. Przeszedłem na wykres słupkowy zamiast świecowego, przestałem używać breakeven [zamykanie pozycji na zero] oraz przestałem używać stałych wartości SL i TP – dobieram je zawsze do konkretnej sytuacji rynkowej, a nie ustawiam konkretnych wartości liczbowych w pipsach. Cała reszta od wielu lat jest niezmienna – robię jedno i to samo w kółko.
 
System cały czas zarabia i moi koledzy, którzy nim grają, również zarabiają. To jest to, o czym już wspominałem – w tradingu nie chodzi o nie wiadomo co, tylko o wałkowanie wciąż i wciąż jednego i tego samego.
 
 
Z tego, co mówisz wydaje się, że rozbiłeś bank jakąś prostą metodą…
 
To wcale nie jest proste! Założenia są proste. Wdrożenie ich w życie, to już coś zupełnie innego.
 
Na jakich parach walutowych grasz?
 
Od wielu lat niezmiennie tylko na EUR/USD, GBP/USD i EUR/JPY, przy czym głównie na tych dwóch ostatnich. Eurodolar tak naprawdę tylko z doskoku, od czasu do czasu. Ta para jest przereklamowana.
 
Pary takie jak GBP/USD i EUR/JPY są bardzo stabilne i – że tak powiem – wiedzą, co chcą robić.
 
Kiedy mamy np. setup na granie long, to na GBP/USD czy EUR/JPY kurs albo zrobi dokładnie to, czego się spodziewamy albo wybije nam SL.
 
Natomiast EUR/USD zrobi 3-4 fałszywe ruchy, często wybijając naszego SL, i dopiero potem idzie jak należy. Jest to bardzo deprymujące. W zasadzie to trzymam tę parę na ekranie bardziej z przyzwyczajenia, żeby nic nie zmieniać. Bo praktycznie już nie gram na tej parze.
 
Ile pozycji otwierasz tygodniowo czy miesięcznie?
 
W tygodniu robię średnio około 4-5 pozycji. Czasami są to 3-4 pozycje w ciągu jednego dnia, innego może być ich zero. Jest to uzależnione nie tylko od tego, jak funkcjonuje rynek, ale przede wszystkim od mojego własnego funkcjonowania.
 
Co w tym momencie sprawia Ci największe trudności na rynku?
 
W zasadzie, to osiągnąłem wszystko, co chciałem osiągnąć. Forex pozwala mi realizować marzenia, pozwala mi robić to, co zawsze chciałem zrobić.
 
Mieszkasz na stałe w Tajlandii?
 
Przeważnie. Jedynym miejscem, gdzie jeszcze mógłbym mieszkać jest Singapur. Nie lubię molochów, dużych miast, ale Singapur jest wyjątkiem. To jedyne takie miejsce, gdzie – pomimo, że właśnie jest to moloch – jest czysto, bezpiecznie, przyjemni ludzie. Jest to miejsce, gdzie można po prostu fajnie żyć. Co innego odwiedzić jakieś miejsce, a co innego tam mieszkać – to są zupełnie różne rzeczy.
 
Byłem w różnych miejscach, zwiedzałem różne miejsca, jest bardzo wiele pięknych miejsc na świecie, są inne, które mnie zawiodły. Dlaczego Tajlandia? Ujmę to tak: znajdziesz miejsca, gdzie są lepsze plaże, znajdziesz miejsca, gdzie jest taniej, gdzie jest lepsza pogoda, gdzie są milsi ludzie. Ale jak zbierzesz te wszystkie czynniki razem, to nie ma lepszego miejsca niż Tajlandia. Jeśli chodzi o koszty życia, to nie masz poczucia, że jesteś wykorzystywany cenowo. Przykładowo pójdziesz do restauracji w Londynie i za zwykłe śniadanie chcą jakichś niebotycznych pieniędzy, a w Tajlandii nie czujesz się okradany, już nie chodzi nawet o konkretne ceny. Za koszt tego śniadania w Londynie, w Tajlandii możesz wyżywić rodzinę przez kilka dni.
 
W jakich godzinach grasz? W jakich godzinach są najlepsze ruchy?
 
Zaczynam grać godzinę przed sesją londyńską i siedzę do maksymalnie trzech godzin od jej otwarcia, czyli w sumie około cztery godziny.
 
Analogicznie z sesją amerykańską – zaczynam godzinę przed otwarciem, ale siedzę już tylko maksymalnie dwie godziny po otwarciu albo tuż do zamknięcia sesji londyńskiej. Są to godziny, gdy mój system najlepiej funkcjonuje, kiedy można to wszystko jak najlepiej wykorzystać.
 
Czy wynika to z tego, że tak już dwie-trzy godziny po otwarciu sesji londyńskiej jest oczekiwanie aż otworzą się Stany Zjednoczone?
 
Dokładnie. W większości przypadków jest tak, że raz, może dwa razy w tygodniu w godzinach porannych dzieje się coś ciekawego, natomiast przez pozostałe 3-4 dni albo nic się nie dzieje albo występuje dużo fałszywych wybić, co wpływa na nas negatywnie. Bądźmy realistami – nie mamy pojęcia czy ten jeden „dobry” dzień w Anglii będzie akurat w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek czy piątek. Więc po co się męczyć? Lepiej zająć się czymś innym, a przed monitorem siedzieć wtedy, kiedy wiemy, że będzie to wszystko dobrze funkcjonowało.
 
Na jakiej wielkości ruchy polujesz w tej chwili?
 
Zazwyczaj nie nastawiam się na więcej niż 20 pipsów na pozycję, a jestem zadowolony jak mam średnio 200 pipsów w miesiącu. To jest mój cel, który pozwala na naprawdę bardzo przyzwoite życie.
 
Czyli musisz grać dużymi pozycjami?
 
Ilość lotów tak naprawdę jest nieważna, liczy się systematyczność. To jest bardzo ważne. Urok niskich TFów jest taki, że można grać z bardzo małym SL, więc nawet przy małym depozycie można grać większą pozycją, co w efekcie daje lepsze wyniki.
 
Jak duże są Twoje SL?
 
Mniej więcej 3-4 pipsy.

Jaki to jest procent Twojego konta?
 
Zanim odpowiem – mała uwaga. Już od kilku lat nie gram na tzw. procent. Gram na konkretną wartość lota, dzięki czemu czuję się bardzo komfortowo, nie mam presji jeśli chodzi o aspekt finansowy.
 
Starcza mi na wszystko. Nie robię sobie w tym momencie niepotrzebnej presji związanej z określonym procentem konta.
 
 
 Pytałem na jakie ruchy polujesz. A jaki jest największy ruch jaki zdołałeś wyłapać?
 
Największy ruch miałem około 1700 pipsów, ale to było jeszcze za czasów, kiedy grałem na duże wartości. Do tego było to w roku 2008, gdy dzienne ruchy potrafiły być po 2000 pipsów. A największą proporcję [zysku do ryzyka], jaką udało mi się uzyskać na pojedynczym zleceniu, to 113:1. Było to na głównym rachunku, ale nie była to taka gra, którą chcę grać na co dzień.
 
Są to pozycje, które bardzo fajnie wyglądają, ale tak naprawdę zawiera się je, żeby sprawdzić samego siebie, przetestować swoje możliwości. Często ludzie zamiast regularnie zgarniać mniejsze zyski, chcą za dużo naraz. W efekcie taki ktoś ma gorsze wyniki.
 
Jakie są minusy utrzymywania pozycji tak długo?
 
Stres. Stres, który nas dobija nie tylko w czasie utrzymywania tej pozycji, ale największym zagrożeniem jest fakt, że ten stres się odbija w późniejszym etapie. Załóżmy sytuację, że otwieramy pozycję i złapiemy np. 400-500 pipsów. Świetnie, bajer! Natomiast innego dnia będziemy 300 pipsów na plus, ale rynek się załamie, coś się stanie, pójdą jakieś nowe wiadomości i zamiast 300 pipsów na plusie, będziemy mieć 50 albo i 0. W tym momencie przy następnych pozycjach zaczynamy kombinować. Efekt jest taki, że nie ma najmniejszego sensu tego trzymać dłużej.
 
No i przy skalpingu każda pozycja to określony przyrost konta, zwłaszcza przy takich małych SL. A jak jest ze spaniem w nocy?
 
Śpię jak dziecko. Jest to jeden z plusów tego, że gram na krótkich interwałach. Jak je zamykam, zamykam platformę i mogę się od tego po prostu odseparować. Jak miałbym otwartą pozycję przez noc, to wiem, że nie będę wtedy spał. Oczywiście trzeba dbać o swoje sprawy codzienne związane z forexem – mam tu na myśli regularne dbanie o swoją kondycję fizyczną, żeby nie przejmować się podstawowymi rzeczami, takimi jak np. wkurzający politycy w gazetach.
 
Wbrew pozorom to wszystko ma wpływ na to, co robimy. Trzeba się tego trzymać przez cały dzień. Samo to, że odchodzimy od komputera, nie oznacza, że nasze myśli też od niego odchodzą, bo cały czas to jakoś funkcjonuje wewnątrz nas, musimy się tego trzymać. Ale w dłuższej perspektywie czasu jest to do opanowania, dzięki czemu ma się lepsze wyniki.
 
Jaka była Twoja największa strata?
 
Wyczyszczenie depozytu. To oczywiście było w początkowym okresie, potem nie miałem już nigdy straty, która nie byłaby zgodna z moimi wcześniejszymi założeniami. Zrobiłem też jedną ważną rzecz – gram na dwóch rachunkach. Jeden z nich to tzw. rachunek do życia. Jest to rachunek, który gram w 100% tylko i wyłącznie zgodnie ze swoimi zasadami. Nie ma tutaj żadnych eksperymentów, nie ma żadnego „zagram, bo mi się nudzi”. Gram zgodnie z zasadami i tyle.
 
Natomiast drugi rachunek służy do tego, żeby coś przetestować, sprawdzić, otworzyć pozycję typu „a bo mi się nudzi” albo „chcę zobaczyć jak coś funkcjonuje”. Jest to bardzo dobra opcja, ale z jednym zastrzeżeniem: jest to dobre tylko dla osoby, która już wie, co robi. To drugie konto służy jako „worek bokserski”.
 
Zdarzyło Ci się pomylić rachunki?
 
Nie. Z tego względu, że oba te rachunki są u dwóch różnych brokerów i na dwóch różnych platformach transakcyjnych. Chodzi o to, żebym przez przypadek nie mógł czegoś skopać.
 
Jaki był Twój największy jednorazowy zysk?
 
Procentowo to było wtedy, kiedy zrobiłem na koncie 80 000 dolarów. Z jednej pozycji powiększyłem rachunek o ponad 1000%. Wszedłem w pozycję short na GBP/USD. Ledwo wszedłem w pozycję, ustawiłem SL, ale jeszcze nie miałem TP. Wtedy kurs zaczął bardzo gwałtownie spadać. Zabezpieczyłem pozycję na +1 pips i stwierdziłem „a niech sobie leci” i poszedłem na trzygodzinny spacer.
 
To był pierwszy i jedyny raz w życiu, kiedy coś takiego zrobiłem. Jak wróciłem po około 3,5 godziny, to pozycja była na plusie już około 700 pipsów. Ale to już było jak rynek wracał. W najlepszym momencie pozycja była już ponad 1100 pipsów na plusie. Jak tylko siadłem do komputera, zamknąłem tę pozycję. Była to dla mnie wtedy ogromna kwota, bo na tej jednej pozycji zrobiłem tyle, ile wcześniej wynosił roczny zysk. Była to moja największa pozycja jeśli chodzi o procent konta, jak i pipsowo w normalnej grze.
 
Natomiast kwotowo aktualnie wychodzi mi więcej - z tego względu, że gram już innymi wartościami. Co prawda TP mam teraz rzędu 20 pipsów, 24 maksymalnie, ale są to wartości, które pozwalają mi osiągnąć kwotowo już lepsze wyniki.
 
Co kupiłeś sobie za te pierwsze pieniądze? Co z nimi zrobiłeś?Czasami zdarza się tak, że traderzy sporo zarobią, a potem to przegrają…
 
W zasadzie to przez cały czas funkcjonowałem normalnie, nie kupowałem nie wiadomo czego. Kupiłem sobie tylko laptop do gry i tyle. Nie mam presji na wydawanie pieniędzy. Może jest to spowodowane tym, że sam zasuwam na swoje pieniądze od 16 roku życia. Nie zmieniłem specjalnie swojego stylu życia. Mnie to po prostu pasuje. Nie czuję, że są to wszystko pieniądze, które nagle przychodzą bez żadnej pracy.
 
Jedyną rzeczą, którą kupiłem dla siebie - i to dopiero całkiem niedawno – jest samochód, o którym marzyłem przez wiele, wiele lat – Audi RS6. Natomiast na co dzień nie mam presji, że muszę cośtam wydać, pokazać się itd. Jest to prostu nie dla mnie.
 
 
A dlaczego akurat Audi RS6?
 
Bo mi się podoba, zawsze chciałem je mieć. 560 koni, prędkość maksymalna 301 km/h. Jest to duże solidne auto i wcale – wbrew pozorom – aż tak bardzo nie rzucające się w oczy.
 
Z tego co pamiętam, to ten model Audi rzeczywiście się gubi trochę wśród innych samochodów tej marki, nie wygląda jakoś specjalnie ekstrawagancko.
 
No i bardzo dobrze. Jak na ironię jest to auto klasy kombi, więc tym bardziej się nie rzuca w oczy, ale jest to tym bardziej dziwne, że w tym momencie auto kombi, dość duże, a bierze większość Porsche czy Ferrari.
 
560 koni w kombi – bardzo ciekawe. Tyle koni może mieć czołg w silniku. I jak się sprawuje?
 
Całkiem przyjemnie, nie można narzekać jeśli chodzi o ten aspekt. Jest komfortowo szybkie, niestety mandatowe.
 
Czyli podsumowując – nie zmieniłeś swojego sposobu życia czy stylu życia. Jedyna ekstrawagancja, to to, że pozwoliłeś sobie na taki samochód. Nie masz jakichś specjalnych potrzeb, przeprowadziłeś się do Tajlandii, gdzie żyjesz i trochę Ci się nudzi. Czy dobrze to rozumiem?
 
Dokładnie tak jest.
 
Ok, może jeszcze za chwilę do tego tematu wrócimy. Czy inwestowałeś jeszcze w coś oprócz forexu?
 
Swego czasu kupiłem kilka mieszkań na wynajem w Bułgarii. Ale stwierdziłem, że to jednak nie jest dla mnie i wolałem to po prostu potem sprzedać. Jak na ironię wyszedł z tego nawet drobny zysk. Ale wolę zajmować się rzeczami na których znam się dobrze.
 
Czyli kupiłeś te kilka mieszkań, ale nie byłeś do tego przekonany, coś nie wyszło?
 
Nie jest tak, że coś nie wyszło, bo wychodziło jak należy. Ale chodziło przede wszystkim o aspekt związany z tym, że się na tym nie znam. Więc w tym momencie jest to niepotrzebne ryzyko. A po co mam ryzykować na czymś, skoro mogę robić inne rzeczy.
 
Podaj 3 do 5 głównych zasad dla kogoś, kto uczy się skalpingu?
 
Dobre pytanie. Przede wszystkim: cierpliwość, konsekwencja, wytrwałość i wyłączenie wszystkich informacji zewnętrznych – mam tu na myśli np. gadatliwą żonę nad uchem (nie chodzi mi tutaj o pozbycie się jej <śmiech>). Chodzi o to, żeby nie było jakichś niepotrzebnych dogadywań. Ale także o wyłączenie wszelkich informacji ekonomicznych, które są w telewizji czy Internecie.
 
Odpuścić wszystkie fora internetowe, bo to tylko robi mętlik w głowie. Skupić się tylko nad jedną rzeczą, robić w kółko jedno i to samo aż do skutku.
 
Po pewnym czasie będziemy w stanie inwestować samodzielnie do tego stopnia, że potem będziemy mogli to wszystko wyłączyć i zająć się rzeczami, które lubimy – czy to jazda samochodem czy wyjazd na jakieś egzotyczne wakacje czy chociaż pobawić się z dziećmi.
 
Skalping na niskich interwałach typu M1 czy M5 jest traktowany przez wielu ludzi jako trading ekstremalny. Ty rozumiem nie uważasz go za coś ekstremalnego?
 
Nie. Moim zdaniem jest znacznie lepszy aniżeli „zwykły” trading, np. długoterminowy. Ogólnie stwierdzenie, że niskie TFy to masakra, jest wywiedzione z lat 80. i 90., gdy nie było dostępu do takich rzeczy, do jakich mamy dostęp od dobrych kilku lat. I jest to po prostu powielane, ale nikt nie jest w stanie uzasadnić dlaczego. Jeśli gramy na wyższych TFach, to jest to wręcz dla nas gorsze, bo musimy znacznie dłużej czekać na sygnał, mamy znacznie mniej okazji do nauki.
 
Do tego dochodzi jeszcze jeden bardzo ważny aspekt: na dłuższych TFach jesteśmy bardzo długo w stresie, przez bardzo długi okres działają na nas czynniki negatywne. Na niskich TFach bardzo szybko widzimy rezultaty własnych poczynań, dzięki czemu jesteśmy w mniejszym stresie przez krótszy czas, ale możemy się więcej nauczyć, bo mamy po prostu więcej okazji do nauki.
 
Dodatkowo nasze sygnały mogą być bardziej dokładne. Jeżeli przegapimy sygnał albo stwierdzimy, że coś nam nie gra na M1, to za pół godziny, godzinę czy za pół dnia będzie kolejny sygnał. Natomiast jak przepuścimy jakiś sygnał na H4 czy D1, to nieraz bywa tak, że przez tydzień czy miesiąc już nic nie zrobimy.
 
Jak powinien podejść do skalpingu ktoś, kto pracuje na etacie, a chciałby się tego nauczyć?
 
Przede wszystkim musi sobie zrobić grafik dzienny, żeby grać cały czas w jednych i tych samych godzinach, żeby to nie było z doskoku.
 
Trzeba poświęcić te dwie godziny dziennie, to w zupełności wystarcza, ale żeby to było regularnie. Da to znacznie więcej niż jakbyśmy mieli skakać po różnych godzinach.
 
Tak samo weekend należy przeznaczyć na to, żeby to był weekend, a nie na to, żeby siedzieć przed wykresami. I to jest bardzo ważne. Tu się nie zarabia ilością siedzenia przed komputerem. Zarabia się jakością tego, co robimy.
 
 
Czy są ludzie, którzy nie nadają się do takiego stylu gry?
 
Jak najbardziej. Już mniejsza o TF, ale są osoby, które w ogóle się nie nadają do forexu. Są to osoby, którym brak cierpliwości do postępów i ludzie z tzw. ADHD. Wyklucza to ich jeśli chodzi o jakąkolwiek grę, bo cierpliwość jest na rynku cnotą.
 
Jak to mówi moja znajoma, forex jest bardzo uczciwym pracodawcą – jeśli zrobimy wszystko jak należy, to w tym momencie on nam zapłaci. Natomiast jeśli zrobimy coś źle, dostaniemy solidnego kopa. I to właśnie widać u osób, którym brak cierpliwości. Robią coś, ale z racji tego, że nie mają tej cierpliwości, robią tzw. głupie pozycje, czyli robią niepotrzebne straty. Jest to bardzo deprymujące praktycznie dla każdego.
 
A co powiedziałbyś komuś, kto ma dużą gotówkę i chciałby ją pomnożyć np. poprzez skalping?
 
Przede wszystkim najpierw się naucz. Kapitał ma drugorzędne znaczenie. Jeśli ktoś się nauczy, będzie zarabiać nawet z małym kapitałem. To, że ktoś ma duży kapitał, nie oznacza, że będzie zarabiał. Będzie mu na pewno łatwiej, bo nie będzie miał presji, że musi zarobić, żeby zapłacić rachunki. Ale czy ktoś będzie mieć milion dolarów czy tysiąc dolarów, ale prawda jest taka sama – obydwaj muszą się najpierw nauczyć.
 
Czy znasz kogoś, kto dużo stracił na forexie?
 
Oczywiście. Znam nawet sytuacje osób, które wylądowały pod przysłowiowym mostem. To zawsze były sytuacje tego samego typu: ktoś stwierdzał, że co ja się będę przejmował jakimiś tam zasadami zarządzania kapitałem, przecież ja wiem lepiej. Rzucali wszystko na jedną kartę. To było podejście typu „jestem nieomylny”.
 
A czy – poza sobą – znasz osoby, które dużo zarobiły?
 
Jasne, nawet całkiem sporo. Ogólnie kiedy zacząłem się tym zajmować bardziej profesjonalnie, zwłaszcza w momencie, kiedy zacząłem szkolić inne osoby, poznałem bardzo dużo ludzi – aż się zdziwiłem jak dużo – którzy zarabiają już na tym rynku od lat.
 
To są osoby, które zarabiają naprawdę olbrzymie pieniądze, których przeciętny śmiertelnik nie byłby w stanie zarobić nawet przez całe życie. Naprawdę się zdziwiłem ile takich osób jest. W 98% przypadków są to osoby, które zupełnie nie wyróżniają się z tłumu.
 
A jeśli chodzi o kolegów, którzy grają tym systemem – jakie oni odnieśli największe sukcesy?
 
To są osoby, które całkowicie przeszły na życie z forexu i to na naprawdę fajnym poziomie. Kilka osób się przeprowadziło np. do Azji czy na jakieś wyspy, gdzie wiodą sobie bardzo komfortowe życie. Inne osoby przeprowadziły się z bloków do własnego domu.
 
Miałem taki przypadek, że jeden z moich kursantów po bardzo krótkim okresie, bo po około 6 miesiącach, kupił sobie wymarzony samochód, a zaczynał prawie od zera. Były też takie osoby, które zaczęły zarabiać dopiero po kilku latach. Ale przeważnie jak ktoś już zaczyna zarabiać, to są to naprawdę przyzwoite wartości.
 
Jaki samochód sobie kolega kupił?
 
To był Mini Cooper S w najdroższej wersji, prosto z salonu. Dorobił się go bardzo szybko – niespełna pół roku po rozpoczęciu szkolenia. A zaczynał praktycznie z wiedzą zerową i niewielkim kontem. To był jeden z tych przykładów, który dobrze pokazywał, co można na rynku osiągnąć.
 
To całkiem nieźle, kupić sobie po pół roku samochód za blisko 40 tysięcy dolarów gdy wystartowało się od zera.
 
Wiem również, że jesteś spadochroniarzem, masz oddanych ponad 200 skoków. Co pociąga Cię w skokach?
 
Od lat już nie skaczę z powodów zdrowotnych, niestety. Pociągają mnie przede wszystkim komfort i przestrzeń. Można oczywiście gdybać, że to adrenalina itd. Ale - wbrew pozorom – jak się już tych skoków troszeczkę zrobi, to zaczynają być nudne. Wiem jak to brzmi, ale powie to każdy spadochroniarz: po zrobieniu iluś skoków, zaczyna to być niemalże jak życie codzienne.
 
Dziękuję za rozmowę. :)
 
Jeżeli jesteś zainteresowany poznaniem systemu, którym zarabia nasz bohater – napisz do nas:
 
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
 
Wystarczy jedno zdanie „Jestem zainteresowany szkoleniem scalpingowym”.
 
www.ForexInstitute.pl
  • Kliknięć: 16169